Moje zacmienie Slonca

Zacmienie slonca zbieglo sie z moimi praktykami studenckimi, ktore mialem latem 1999 roku. Nie chcialem zjawiska przegapic i jednoczesnie "stracic" praktyk, wiec poprosilem o zgode na wyjazd na Wegry. Zdecydowalem sie wtedy na ekspres do Bupadpesztu, a stamtad jesli to mozliwe, na pociag do Siofok, ktore polozone jest nad Balatonem. Pogoda dopisywala, chociaz mialem wowczas wrazenie ze czynnik szczescia gra tutaj istotna role. Jest bowiem pewien element ryzyka, ze pogoda nie dopisze. Mialem jednak szczescie i widzialem spektakl na niebie. Zjawisko spotkalo sie z duzym zainteresowaniem, ktorego skala nieco mnie przerosla. Nic dziwnego, gdyz linia centalna pasa zacmienia przecinala atrakcje turystyczna-Balaton, a ponadto byl srodek goracego lata.



Slowo na "CH"                                                                                                                   

Podroz z Budapesztu do Siofok byla dosc meczaca, gdyz bylo upalnie i tloczno. W Siofok bylo jeszcze wiecej ludzi, wiec poszkukalem jakiegos spokojnego miejsca, aby moc rozbic namiot. A to nie bylo latwe. Nic nie wskazywalo, ze z tego cos wyjdzie. O 6.30 cos? mnie obudzilo. Ku mojej rozpaczy, tym czyms okazal sie deczcz. Dopiero po ósmej rozpogodzilo sie i moglem miec cicha nadzieje, ze byc moze zobacze dlugo zapawiadane widowisko. Zaczalem powoli przygotowywac sie do niego, kupujac specjalne okulary. O jedenastej wyjalem sprzet fotagraficzny i zmontowalem go. Zacmienie zaczelo sie o 11.28 (pierwszy kontakt). Slonce bylo zjadane przez ksiezyc kawalek po kawalku. Patrzac w niebo, z niepokojem sledzilem przemykajace baranki. Balem sie ,ze chmury przeslonia mi najciekawszy moment zacmienia (tak jak to bylo w Monachium). Szczescie mi jednak dopisalo. Zauwazylem, ze w pewnym momencie zrobilo sie wyraznie chlodniej i ciemniej. Dziwny byl blask swiatla na ziemi. Byl stalowo-niebieski, a niebo przybralo odcien niebieskosci taki, jaki jest o zachodzie slonca. Komary zaczely sie zlatywac i ciac niemilosiernie. Czulem coraz wieksze napiecie i niepokój emocjonalny. Nagle zobaczylem cala tarcze ksiezyca. Drugi kontakt nastapil o 12.46. Zauwazylem, ze nagle chmury sciemnialy, zmieniajac barwe z bialych na stalowo-szare. Prawie przestaly byc widoczne! Cykalem zdjecia jak oszalaly, uwazajac na statyw. O 12.47 moje emocje siegnely zenitu (!). Ukazala sie korona sloneczna. Wlaczyly sie lampy kempingowe. Spojrzalem na lewo ponizej Slonca i zobaczylem jasna Wenus. Na prawo od niego, czerwonawego Merkurego. Ludzie nad Balotonem oszaleli z radosci, robiac taki aplauz jak na stadionie. Nigdy tego nie zapomme. Trzeci kontakt nastapil o 12.49. Wtedy zrobilem zdjecie pierscienia z diamentem. Spojrzalem jeszcze raz w niebo. Merkury zaczal znikac a Wenus nadal mocno swiecila.

Ilustracja wygladu nieba w czasie zacmienia z 11.08.1999 nad Balatonem

     

Oto kilka zdjec


Od poczatku